Przejdź do głównej zawartości

Posty

Dialog z dotykiem

Ty mnie całujesz słowami. Kaszmirem z ciepłego reagowania. A ja na ustach czuję ich wyjątkowo ważny i ufny smak.  Te czerwone słowa na S jak Serce i Stach, są jak brudzące jagody, zaś zdania krótkie, przerywane przecinkami, są jak zatrzymany na chwilę oddech i mają fioletowy kolor i lekko słodki smak.  Zdania długie, pełne, gibkie, są jak zielony groszek i ziarenka pieprzu. Przerwy pomiędzy linijkami są jak westchnienia i jeszcze jest słowo na dobranoc, jest ono w kolorze indygo i trwa, wybrzmiewając długo, długo poprzez noc.  Kiedy rozczesujesz poranek słowem - dzień dobry, napisanym bulgotem kawy, złotą kredką, kreśląc kontur ust, delektuje się kolorem umbry i smaku gorzkiego dnia, co jednak potem słodkim wydaje się dniem.
Najnowsze posty

W okolicach serca

Obudziły go w nocy trzy żebra po lewej stronie. Ból pomiędzy drugą, a trzecią w nocy. Zasnąć nie mógł, nabawiając się nerwicy zaczerpniętej z rozdrganego serca, nie miał już na sen więcej czasu, puchł. Rano przyszła odpowiedź z świeżościom spojrzenia. Ból zniknął, zastąpił go widziany w parku bez.

Ty co spacerujsze po boskim parku karmiąc wiewiórki wiszące na Twoich spodniach.

Powiedz, dlaczego nastała dziś cisza poprzedzielana zimnem, po przetykana obudzonymi drzewami i tym jednym egzemplarzem co jeszcze śpi? Powiedz, dlaczego na każde życie przypada jakaś miłość? Powiedz, dlaczego dziś stałeś przy wejściu do metra i czekałeś licząc, chodnikowe płytki? Powiedz, jak smakowała, Ci dziś drzemka? Powiedz, jak to jest, że słoik pełen laskowych orzechów czeka na Twój powrót? Powiedz, co trzyma Twoje ubrania w szafie, odwieszone na wieki koszule i uprane na zawsze i czyste bez Twojej obecności podkoszulki? Powiedz albo niech cieknący nos i deszcz za oknem odpowie...

Interrupting habits

  Kawa bez mleka, koniec świata, mleka mają swój koniec, nawet te z Biedronki.  Śnieg, światło, śnieg, drobne podszczypywanie po twarzy.  Pochrupywanie, podrygiwanie, podnoszenie, pod nogami w kolorze obciążonej bieli obłażącej z czarnych, spasionych od śnieżny gruzów, butów. Chodniki nadrukowane w koła, w łapy, w UFO miejskiego życia. Pachnie mrozem, na płasko, bez wyczuwalnych warszawskich akcentów.  Szczypulanko, delikatniuchne wycelowane w poliki i w brodę. Soft, pieszczoty pogody. Lico buraczkowe, na okrągło, z oprószaniem szronem, zakonserwowana na sztywno z brodą. W zimowe słońce, rozczula się dusza, wampirzyca, zgłodniała światła słonecznego, żre oczami, prawie dławi  się   na przaśny widok stawu. Drzewa ubrane w skafandry śniegu, zmarzliny stycznia. Przy drzewach, zanurzeni w śniegu jak w maśle, schowani w schronach z ubrań, ćwiczący ludzie. Zasunięci pod nos w kurtki, omotani rękawiczkami, zabunkrowani w podwójne pary spodni. Zakurtkowani. Podbici w koszulki, podkoszulkowani.

Dlaczego warto być smutnym dorosłym?

Dlaczego warto być smutnym dorosłym? 1. Warto być smutnym dorosłym, bo można nie zobaczyć swojego odbicia w lustrze, że się jest dorosłym i można nago chodzić po chacie. 2. Fajnie być smutnym dorosłym, bo można zapomnieć, że się kiedyś śmiało i było z tego powodu dużo lekkości w ciele, i można się było z tego powodu posikać. 3. Bardzo dobrze być smutnym dorosłym, bo jak się robi, placki ziemniaczane to one są smaczne, ale tylko śmierdzą po tym ubrania i trzeba je wyprać, tyle się pamięta z jedzenia, kurde! niekończące się tarcie ziemniaków i że cebula doprowadziła do płaczu. 4. Fenomenalnie jest być smutnym dorosłym, bo jak masz kasę, to nie kupujesz, sobie czego chcesz, a jak jej nie masz i jesteś młody, to masz, pomył co zrobić z kasą, z każdą ilością. 5. Ekstra być smutnym dorosłym, bo jak przyjdzie do Ciebie dziewczyna, to starzy nie mieszkają już z Tobą i może zostać na moc, ale ją odprowadzasz na autobus i wracasz, sam do domu myśląc, o pracy jutro rano. 6. Ulta odlotowo być smut

TORTografia

Dzień zaczął się od zatkanego nosa, kaloryfera buzującego gorącem do nieprzytomności, smaku suchego i gęstego powietrza. Odnalazł się zawieruszony tuż nad łóżkiem zapach pomarańczowego olejku, wczorajszego białego wina i smak ptasiego mleczka, obranego z czekoladowej skórki. Rozgotowane sny rozbiegły się w kąty mieszkania. Śnieg, a raczej jego resztki, okryły końcówką sierści płytki na balkonie. Zsiadłe mleko, papa ze świtu zaparowała okna mieszkania. Zapowiadało się na zimę, grubą, siarczystą, śnieżną, gęstą i pękatą… Nikt nie wiedział, kiedy wpadnie. Mężczyzna zamknął drzwi balkonowe, zasłonił okno i poszedł do łazienki. Dom napełnił się życiem, bezgłośnym szczekaniem psa, którego jeszcze nie było, a który miał pojawić się w przyszłości. Zapachniało niezrobione śniadanie, wyświetlone w głowie Kobiety na ułamek sekundy. Mężczyzna karmił Kobietę dźwiękiem i zapachem. Odżywiał mruczeniem szczoteczki elektrycznej, szumem wody i krokami po mieszkaniu. Rozpylał aromat goździków, oliwk

List opad

Kobietę przywitał listopad, zalał litrami wilgoci, zajął buty, płaszcze, czapki i twarze. I wtedy jesień objęła chodniki środy, trawniki czwartku i ulice piątku. Zmiękły wspomnienia z lata. Była już jesień. Zamokły końce minionej soboty i niedzieli, odłożone przypadkiem na japoński stolik w kuchni, na mokry blat. Wilgotne wspomnienia niezdolne już do przyjęcia liter i wchłonięcia tuszu. Z kolorów jesieni, z czerwieni, z żółci i z zieleni, patrzyły na nią pomidory, papryki i gruszki.  Oglądały ją z usadowienia na parapecie, ze swojej dojrzałości, z dochodzenia do ostatnich swoich dni. Były Dziennikiem pamięci zawieszonym w czasie.  Nieobecność wypełniała ramy obrazu. Rysowała się świecącymi w nocy lampami z misiów żelków. Białymi chryzantemami z klatki schodowej oraz stadem czarnych, tekturowych, nietoperzy przyklejonych do ściany przy wejściu do mieszkania.