Dzień zaczął się od zatkanego nosa, kaloryfera buzującego gorącem do nieprzytomności, smaku suchego i gęstego powietrza. Odnalazł się zawieruszony tuż nad łóżkiem zapach pomarańczowego olejku, wczorajszego białego wina i smak ptasiego mleczka, obranego z czekoladowej skórki. Rozgotowane sny rozbiegły się w kąty mieszkania. Śnieg, a raczej jego resztki, okryły końcówką sierści płytki na balkonie. Zsiadłe mleko, papa ze świtu zaparowała okna mieszkania.
Zapowiadało się na zimę, grubą, siarczystą, śnieżną, gęstą i pękatą… Nikt nie wiedział, kiedy wpadnie. Mężczyzna zamknął drzwi balkonowe, zasłonił okno i poszedł do łazienki.
Dom napełnił się życiem, bezgłośnym szczekaniem psa, którego jeszcze nie było, a który miał pojawić się w przyszłości. Zapachniało niezrobione śniadanie, wyświetlone w głowie Kobiety na ułamek sekundy. Mężczyzna karmił Kobietę dźwiękiem i zapachem. Odżywiał mruczeniem szczoteczki elektrycznej, szumem wody i krokami po mieszkaniu. Rozpylał aromat goździków, oliwki i przyklejał drobinki aromatycznego powietrza do elastycznej skóry. A Kobieta oglądała go przez przeźroczyste, drewniane drzwi łazienki. Z mgły wodnych oparów, widziała jego sylwetkę porośniętą lasem ciemnych, kręconych włosów. Dostrzegła delikatne nitki błyszczące na górze piersi tuż pod obojczykami i na wzgórzach jego pleców. Para zabrała jej obraz. Zbliżała się godzina ósma.
Gdzieś zaczynał się świat, pulsował, budził się, jęczał. W pobliskim śmietniku zaistniał badylem, wiązką patyków. Nowe wisiało w powietrzu. Nienarodzone psie szczenie, suka. Z rodowodem, metryką i nadanym imieniem.
Baby we wsi wspominały coś o legowisku serca. Wygodnej psiej chacie, obszczekanej, wygryzionej i bezpiecznie urządzonej. Tam gdzieś u dwojga ludzi, logowało się w przyszłości psie serce. W potencjale było… ściernisko z kłaków, pogryzionych zabawek i rozniesionych po domu parkowych śmieci.
Kobieta pochłaniała kolejne porcje kiszonej kapusty i ptasiego mleczka, czas płynął, na zegarze wybiła pełnia. Nad stawem zapadała głęboka noc. Wrony układały się w gniazdach, kochankowie w pocałunkach. Mieszały się opadające na twarz włosy z chrzęstem niedogolonego zarostu. Zaciągali się sobą, swoimi zapachami i sycili swoim smakiem. Przenikali się, nawzajem łącząc przed snem w zgrabne esy-floresy zaplątanych palców, nóg i snów.
Komentarze
Prześlij komentarz