Przejdź do głównej zawartości

Duch i materia


Zostało pół dnia do nocy, która wiedziała, że jest umówiona na spotkanie i była punktualna. Poczuli oboje, że to już właściwy czas. Przyniosła w szklance wodę i zebrała siedem garści ziemi. On rozpalił ognisko i powiedział: „Jestem gotowy”. Postawili nagie stopy na ciepłej trawie, poczuli jej przyjemną wilgoć i oddali swój ciężar ziemi… Później on nalał wody do miski, w której była ziemia.

Sprawnymi i miękkimi ruchami zagnietli zaczyn. On spojrzał na nią, wziął niekształtną bryłkę w dłonie i powiedział: „Chciałbym, aby był do mnie podobny”. Ona spojrzała mu w oczy i uśmiechając się skinęła głową: „Dobrze, niech tak się stanie”. 

Duch zabrał ich dzieło do ognia, Materia patrzyła za nim w płomienie. Podziwiali, jak zmienia się pod wpływem czasu, jak utwardza się i zastyga. Zanim ognisko dopaliło się, zasnęli. Obudziło ich jasne słońce, pośród popiołu stał człoWiek.


Dla Ani 🍀

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

W okolicach serca

Obudziły go w nocy trzy żebra po lewej stronie. Ból pomiędzy drugą, a trzecią w nocy. Zasnąć nie mógł, nabawiając się nerwicy zaczerpniętej z rozdrganego serca, nie miał już na sen więcej czasu, puchł. Rano przyszła odpowiedź z świeżościom spojrzenia. Ból zniknął, zastąpił go widziany w parku bez.

Interrupting habits

  Kawa bez mleka, koniec świata, mleka mają swój koniec, nawet te z Biedronki.  Śnieg, światło, śnieg, drobne podszczypywanie po twarzy.  Pochrupywanie, podrygiwanie, podnoszenie, pod nogami w kolorze obciążonej bieli obłażącej z czarnych, spasionych od śnieżny gruzów, butów. Chodniki nadrukowane w koła, w łapy, w UFO miejskiego życia. Pachnie mrozem, na płasko, bez wyczuwalnych warszawskich akcentów.  Szczypulanko, delikatniuchne wycelowane w poliki i w brodę. Soft, pieszczoty pogody. Lico buraczkowe, na okrągło, z oprószaniem szronem, zakonserwowana na sztywno z brodą. W zimowe słońce, rozczula się dusza, wampirzyca, zgłodniała światła słonecznego, żre oczami, prawie dławi  się   na przaśny widok stawu. Drzewa ubrane w skafandry śniegu, zmarzliny stycznia. Przy drzewach, zanurzeni w śniegu jak w maśle, schowani w schronach z ubrań, ćwiczący ludzie. Zasunięci pod nos w kurtki, omotani rękawiczkami, zabunkrowani w podwójne pary spodni. Zakurtkowani. Podbici...

Dialog z dotykiem

Ty mnie całujesz słowami. Kaszmirem z ciepłego reagowania. A ja na ustach czuję ich wyjątkowo ważny i ufny smak.  Te czerwone słowa na S jak Serce i Stach, są jak brudzące jagody, zaś zdania krótkie, przerywane przecinkami, są jak zatrzymany na chwilę oddech i mają fioletowy kolor i lekko słodki smak.  Zdania długie, pełne, gibkie, są jak zielony groszek i ziarenka pieprzu. Przerwy pomiędzy linijkami są jak westchnienia i jeszcze jest słowo na dobranoc, jest ono w kolorze indygo i trwa, wybrzmiewając długo, długo poprzez noc.  Kiedy rozczesujesz poranek słowem - dzień dobry, napisanym bulgotem kawy, złotą kredką, kreśląc kontur ust, delektuje się kolorem umbry i smaku gorzkiego dnia, co jednak potem słodkim wydaje się dniem.