Czasem patrzę na ciebie i wiem, że nie wrócisz. Zabierzesz wszystko, co warte było zabrania podczas naszych spotkań. Miękkie zdania, zgrabną linię ust i takie chrupiące akcenty, wypowiadane z dobrym rozmachem.
Płyniemy od pierwszego dnia przed siebie. Każde z nas jest po swojej stronie brzegu, blisko ciepłego piasku pełnego wygrzewających się na nim konarów, a tylko chwilami spotykamy się na środku, gdzie nurt nami zakręci. Mamy swoje własne nurty, choć kierunek rzeki jest jeden, bo rzeka przecież nie zawraca – zawsze płynie do morza.
Ma rozwidlenia jak sieci żył, rozgałęzienia jak konary drzew. Można w niej o coś zahaczyć, zboczyć na kawę, herbatę, piwo. Na jakiś dobry koncert albo festiwal. Na biwak pod gołym niebem i nagie pływanie w niej po północy. Albo pływanie w ubraniu, w całym rynsztunku, wybierane z pośpiechu i pragnienia wody. W naszej rzece są sceny rozbierane i te w szlafroku. Na nie wszystkie patrzy tylko księżyc, który jest dostępny w każdy hotelu.
Dla Piotra 🍀
Komentarze
Prześlij komentarz