Miękkie i pulchne, chrupkie i delikatne, w zimie na w pół śmiertelne. Słodko-słone z orzeszkami ziemnymi i karmelem na środku. Łaknące bliskości na odległość ramion, na szerokość barków, na głębokość wspólnych razem godzin. W dolnej części brzucha gorące. W klatce piersiowej pulsujące. Bezbarwne pod światło, a w cieniu kaszlące. Obiecujące w ruchu, w bezruchu drżące. Czasem zmęczone, bezradne i płaczące. Za późno rozpoznane, za mało znane. Ciało duszy siedzące na moim kolanie.
- Poruszyłem coś w sobie. W klatce piersiowej, tuż nad przeponą. Serce? - MoTYLE wrażeń... - Aha, masz łąkę w sobie? - Raczej kamieniołom... dużo pracy z rozbijaniem skał. - Widziałam dziś słońce nad kamieniołomem i latające MoTYLE wrażeń. - Widziałaś? Aha, czyli wiesz jak wygląda mój pejzaż... - O tak, trochę księżycowy... Wystające z trawy skały i taka kojąca cisza. - I jak Ci teraz? - Boli w klatce, za mostkiem, w sercu coś puściło, uskrzydliło się. Napuchło. Powiększyło. Rozleciało i odleciało. Poukładam sobie to teraz, ułoży mi się to w nową całość. - Przytulić Cię? Mogę tylko tyle... -MoTYLE, Tak!
Komentarze
Prześlij komentarz