Przejdź do głównej zawartości

Erotyk z ciastem


Słodko – wytrawny, czerwcowy wieczór. Powietrze wypełnione zapachem, grzanego białego wina i obrazem czerwonych pręcików szafranu pływających po tafli alkoholu obok grubiańsko pokrojonych plastrów pomarańczy.

Chłód wdzierający się przez pośladki siedzące na metalowym krześle. Niewygoda i poczucie braku ciepłego koca bądź poduszki. Doznania budzące dyskomfort. Rodzące się poznanie, pulsujące w dole brzucha i w rozgrzewających się dłoniach. Przyśpieszony oddech od doznań płynących z podniebienia, słodko-wytrawny smak … jak to było… na wierzchu skóra z brzoskwiniowej polewy, a na niej prażone orzechy nerkowca, wnętrze, miękki i delikatny w smaku ser, a na spodzie, chrupiąca kruszonka o kolorze wypieczonego chleba…?

Zobaczył jej zgrabny, kształtny kark.

Biała, jedwabna koszula, przelewała się przez jasne jeszcze nieopalone słońcem ramiona i luźno opadała na plecy, dając poczucie luzu i lekkiej ekstrawagancji. Zawiązany na plecach w tali, czarny pasek fartucha nie pozwalał, aby została bez ubrania. Jej rozgrzane ciało parowało od ilości spacerów z tacą, pomiędzy kuchnią a ogrodem wydzielając intrygujący zapach… pomieszanego potu z perfumami. Nie pamiętał jak, wyglądała z przodu, ani wyrazu i koloru jej oczu, pamiętał zapach perfum, które rozpoznał jako Burberry, The Beat, były mu znane z pracy, jedna z koleżanek z zarządu takie używała. Słyszał również w głowie jej niski i chropowaty głos, lekko zdarty i nabrzmiały od ilości prześpiewany w jazzowych klubach nocy. Kiedy pytała, czy jeszcze coś podać, patrzył na jej pomalowane na czerwono szminką usta. Były ładne, takie, jakie lubi u kobiet, mające swój jedyny charakter i pierwszy raz od nie wiadomo kiedy miał ochotę je dotknąć, delikatnie ugryźć, posmakować…

Odchodziła w stronę kuchni, kiedy się ocknął. Patrzył na jej zgrabne kołyszące się pod wpływem stawianych kroków biodra, okrągłe, mięsiste pośladki, szczupłe i umięśnione uda i dobrze wykrojone łydki, zatrzymał swoje oglądanie na wysokości kostek, biorąc wdech. Nagie stopy w balerinkach, chyba tak nazywały się te buty, pamiętał je, dokładnie takie miała jego była kobieta. Zawsze na ich widok uśmiechał się do siebie, wglądały jak dwa krety. Nagie, kobiece stopy w zamszowych, czarnych butach, wyglądały bardzo delikatnie i subtelnie, wręcz pociągająco. Przypominały mu, tak bardzo bliski jego sercu czas mieszkania z kobietą. Kiedy to jego dom wypełniały ich wspólne historie i zapachy, kiedy o poranku przy świeżo zaparzonej w kuchni kawie, mieszały się dni z minionymi nocami i poczucie wielkiej czułości i bliskości po ledwo przespanej kolejnej nocy, kiedy kochali się, zapominając swoich granic.

Spojrzał na stojący przed sobą sernik, naprawdę nie wiedział, kiedy kelnerka go przyniosła. Uśmiechnął się do siebie. Dochodziła dwudziesta. Miał nie jadać wieczorem, ale… przełknął ślinę i ukroił pierwszy kawałek. Jego usta dotknęły mokrego, brzoskwiniowego musu. Poczuł uderzenie ciepła w ciele, przypomniał sobie obraz siebie, jak powoli ustami dotyka skóry na szyi ukochanej kobiety.

Tuż za linią włosów, pod krańcem ucha i dotykając, delikatnie ustami schodzi w dół po linii szyi do ramion, czując jej zachwyt i słysząc przyjemne jej mruczenie.

Przełknął kęs. Wziął następny, tym razem czuł w ustach orzechy nerkowca i smak mdłego, słodkiego sera. Zauważył, że jego oddech przyśpiesza.

Muskał delikatnie opuszkami palców plecy. Przesuwając palcami, krąg po kręgu po wilgotnej i napiętej od rozkoszy, wrażliwej kobiecej skórze. Zbliżył usta do pleców. Dotknął je językiem, skóra była słodko – słona, ocknął się.

Spojrzał na talerz, na którym reszta ciasta prawie układała się w znak zapytania, rozejrzał się. Ostatni goście opuszczali kawiarniany ogródek. Postanowił zjeść jeszcze kawałek.

Poczuł na podniebieniu spód ciasta, chrupki smak dreszczy, jakie przynosi kochanie się pierwszy raz z nową kobietą. Coś tak znanego i pierwszego za każdym razem. Niby podobnego gdzieś w tylu miejscach, a jednak jedynego i niepowtarzalnego. Postanowił nie jeść do końca, bardzo chciał iść dalej w tym odkrywaniu i przyjemności, ale czuł, że to nie to miejsce i nie ten czas. Wstał od stolika, zapłacił, dając nad wyraz obfity napiwek i poszedł w stronę przystanku. Kelnerka wróciła posprzątać stoliki. Zatrzymała się przy tym, na którym został, niedojedzona porcja sernika.

Dziwne pomyślała, to już któryś raz w tym tygodniu mężczyzna zamawia zamiast piwa ciasto. Zastanowiło ją jeszcze jedno, jak to możliwe, że nad stolikiem unosi się zapach mężczyzny połączony w jej głowie z jego głosem.

Fot. Maya Rostkowska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

moTYLE wrażeń

- Poruszyłem coś w sobie. W klatce piersiowej, tuż nad przeponą.  Serce? - MoTYLE wrażeń... - Aha, masz łąkę w sobie? - Raczej kamieniołom... dużo pracy z rozbijaniem skał. - Widziałam dziś słońce nad kamieniołomem i latające MoTYLE wrażeń. - Widziałaś? Aha, czyli wiesz jak wygląda mój pejzaż... - O tak, trochę księżycowy... Wystające z trawy skały i taka kojąca cisza. - I jak Ci teraz? - Boli w klatce, za mostkiem, w sercu coś puściło, uskrzydliło się. Napuchło. Powiększyło. Rozleciało i odleciało. Poukładam sobie to teraz, ułoży mi się to w nową całość. - Przytulić Cię? Mogę tylko tyle... -MoTYLE, Tak!

Dialog z dotykiem

Ty mnie całujesz słowami. Kaszmirem z ciepłego reagowania. A ja na ustach czuję ich wyjątkowo ważny i ufny smak.  Te czerwone słowa na S jak Serce i Stach, są jak brudzące jagody, zaś zdania krótkie, przerywane przecinkami, są jak zatrzymany na chwilę oddech i mają fioletowy kolor i lekko słodki smak.  Zdania długie, pełne, gibkie, są jak zielony groszek i ziarenka pieprzu. Przerwy pomiędzy linijkami są jak westchnienia i jeszcze jest słowo na dobranoc, jest ono w kolorze indygo i trwa, wybrzmiewając długo, długo poprzez noc.  Kiedy rozczesujesz poranek słowem - dzień dobry, napisanym bulgotem kawy, złotą kredką, kreśląc kontur ust, delektuje się kolorem umbry i smaku gorzkiego dnia, co jednak potem słodkim wydaje się dniem.