Przejdź do głównej zawartości

Sanatorium Miłości


Propozycja dla pensjonariuszy do przeczytania przed przyjazdem: 

Masz wolną wolę, możesz robić co chcesz i kiedy chcesz. Nikt tu nic od ciebie nie będzie wymagać. Możesz spać na ziemi, wyjadać cukier z cukiernicy i kochać się pod prysznicem, biegać nago w deszczu, modlić się pośród drzew, chować świerszcze pod poduszkę i jeść w nocy ogórki kiszone ze wspólnej lodówki, co tylko chcesz.

W Sanatorium jest czas na dumanie, na bezczas, na nie jedzenie, ale też jest czas na jedzenie o każdej wymarzonej porze. W Sanatorium jest czas na uzależnia własne, na stwarzanie przestrzeni w sercu, na odwagę i na niezależność. Ale też na nic, odpuszczenie sobie wszystkiego i leżenie na tarasie z widokiem na życie.

W Sanatorium są Leżaki otwartych serc, Łaźnia przejściowa oraz Łąka ozdrowiałych, a na samym końcu Park zwany: Apetytem na przyjaźń.

W Sanatorium na porządku dziennym są kąpiele w cukrowej wacie, solanki w lesie oraz obsychanie z potu w zimowym słońcu.

Ważne, napisane drobnym druczkiem:
Do Sanatorium nie trafia się przypadkiem, jest przepisywane na nieścisłość serc. Na zmęczenie samotnością. Na bezradność i opadnięcie z sił.

fot. Maya Rostkowska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

W okolicach serca

Obudziły go w nocy trzy żebra po lewej stronie. Ból pomiędzy drugą, a trzecią w nocy. Zasnąć nie mógł, nabawiając się nerwicy zaczerpniętej z rozdrganego serca, nie miał już na sen więcej czasu, puchł. Rano przyszła odpowiedź z świeżościom spojrzenia. Ból zniknął, zastąpił go widziany w parku bez.

Interrupting habits

  Kawa bez mleka, koniec świata, mleka mają swój koniec, nawet te z Biedronki.  Śnieg, światło, śnieg, drobne podszczypywanie po twarzy.  Pochrupywanie, podrygiwanie, podnoszenie, pod nogami w kolorze obciążonej bieli obłażącej z czarnych, spasionych od śnieżny gruzów, butów. Chodniki nadrukowane w koła, w łapy, w UFO miejskiego życia. Pachnie mrozem, na płasko, bez wyczuwalnych warszawskich akcentów.  Szczypulanko, delikatniuchne wycelowane w poliki i w brodę. Soft, pieszczoty pogody. Lico buraczkowe, na okrągło, z oprószaniem szronem, zakonserwowana na sztywno z brodą. W zimowe słońce, rozczula się dusza, wampirzyca, zgłodniała światła słonecznego, żre oczami, prawie dławi  się   na przaśny widok stawu. Drzewa ubrane w skafandry śniegu, zmarzliny stycznia. Przy drzewach, zanurzeni w śniegu jak w maśle, schowani w schronach z ubrań, ćwiczący ludzie. Zasunięci pod nos w kurtki, omotani rękawiczkami, zabunkrowani w podwójne pary spodni. Zakurtkowani. Podbici...

Dialog z dotykiem

Ty mnie całujesz słowami. Kaszmirem z ciepłego reagowania. A ja na ustach czuję ich wyjątkowo ważny i ufny smak.  Te czerwone słowa na S jak Serce i Stach, są jak brudzące jagody, zaś zdania krótkie, przerywane przecinkami, są jak zatrzymany na chwilę oddech i mają fioletowy kolor i lekko słodki smak.  Zdania długie, pełne, gibkie, są jak zielony groszek i ziarenka pieprzu. Przerwy pomiędzy linijkami są jak westchnienia i jeszcze jest słowo na dobranoc, jest ono w kolorze indygo i trwa, wybrzmiewając długo, długo poprzez noc.  Kiedy rozczesujesz poranek słowem - dzień dobry, napisanym bulgotem kawy, złotą kredką, kreśląc kontur ust, delektuje się kolorem umbry i smaku gorzkiego dnia, co jednak potem słodkim wydaje się dniem.