Przyszłaś do mnie w nocy, we śnie i spytałaś czy możesz przysiąść na parapecie moich marzeń. Powiedziałam: siadaj, w końcu Cię na własne oczy zobaczę. Byłaś zadziwiająco piękna, aż po ciele przebiegł mnie dreszcz. Miałaś takie szkliste, miodowo-brązowe oczy, odbijające najpiękniejszy czas w życiu. Dotknęłam Twoich ust, były ciepłe, miękkie ugryzłam je. Smakowały rozkoszą minionych wiosen, jesieni i zim. Obrysowałaś je konturówką lat. Miałaś na sobie sukienkę z wiatru i miękkich zielonych traw, włosy potargane od biegania po świecie i zapominania się w męskich, ciepłych ramionach. Byłaś piękna, taka ponadczasowa, z bosymi stopami i okrągłymi piersiami, na tle budzącego się dnia.
O miłości nieuleczalnej masz?
fot. Maya Rostkowska
Komentarze
Prześlij komentarz