Jest jakaś niebieska linia, która łączy, ciebie, mnie, Boga, szczekanie i noc.
I szedł księżyc po pasach listopadowej nocy. I było tak błogo,
w ciemności rozświetlanej, samochodami przejeżdżających serc.
I pulsowało ciepłe życie, w każdym stawianym kroku, w gorączce ciała, w każdej chwili pobranej z oddechem chwili. Wystukanej rytmem kroków na chodniku, w odbiciu patrzących na nas, na dwóch krańcach kraju gwiazd.
Nokturn drogi. Mleczne świerszcze listopada. Zamarzające palce. Gwiazdy na posypce z nieba i spadające po policzku łzy. Rozmawiam z Bogiem, co przespał popołudnie, bo najadł się tak ciasta Matki Boskiej, że bolał go brzuch.
Komentarze
Prześlij komentarz