Anioły w liściach podane, powiedział Kot.
A Kot już mówił tylko do siebie i do nocnych drzew, do muzyki w kinie i szumu nocnego, nadmorskiego miasta. To miasto
kochał w każdym calu, poznając przez lata jak piękną kobietę, kawałek po kawałku. Rozbierając je dzielnica po dzielnicy, kamienica za kamienicą, przez cztery pory roku i przez tyle już lat. Z każdym rokiem kochał je coraz bardziej, chłonął je i stawał się z nim zrośnięty.
Miał wiele kluczy do patrzenia na swój świat. Klucze do zaglądania przez bramy na mokre podwórka. Klucze do ludzkich pejzaży, uchwycone zza czyichś pleców czy ramienia. Klucze do cieni na ścianach i ludzkich profili. Klucze kolorystyczne do świata, podane gdzieś w nocy przed budką z dwoma psami w towarzystwie pomarańczy i butelkowej zieleni, nasycone ciepłem i brązem drewnianej podłogi. Klucze do liliowych, nocą podświetlonych z ziemi liści drzew. Klucze do siedzenia na podłodze i oglądania ludzkich stóp. Klucze do nocy i poranka. Klucze do świata obrazów i patrzenia z uwagą na ludzki czas. Klucze do świetlików z lamp i zapatrzonych w przyszłość ludzi.
Dlatego Kot chodził po dachach rzeczywistości i wciąż obserwował. Wdrapywał się w najbardziej niedostępne i opuszczone miejsca. Jak Anioł Stróż Wydarzeń i Obrazów z upływającego dnia. Kiedy zasypiał jego świat też szedł spać. Przytulał się wtedy do swoich marzeń i przykrywał mgłą wyobrażeń.
https://youtu.be/gX0loEiSn6k
fot. Maya Rostkowska
Komentarze
Prześlij komentarz