Budzę się i szukam Twojego ciepła.
Choć jesteś obok to minęła już cała noc.
Jak na Twoim zdjęciu z wczoraj, nasze sny ułożone już teraz w pniu szuflady, schowane przed wiatrem, słuchające oddechów i tętna ziemi. Wszystkie sny w dziupli zabezpieczone przed zimą.
Śpij jeszcze. Nie mogę, tęsknie.
Dziś las szumi morzem, za morzem.
Płynę pośród liści, kołysze mnie wiatr i słyszę pisk mew w koronie drzew. Przede mną mgławica kukurydzy. Żółta, dryfująca na wietrze nawałnica jesieni. Skubią mnie za włosy glony, ostrych miodowych liści. Mocny wiatr znosi w mokre pole resztek ugoru i kępy ostatniej przed zimą trawy.
Jest Czapski, Potworowski i Kruczek. Modlitwa z plam, na wieki, wieków amen. Ułożona w obrazy.
Pytasz mnie o sen, a ja nie mogę spać bo tęsknie. Do modlitwy kamieni, do Matki Boskiej, do babki przydrożnej. Do pacierza zmówionego przed zmierzchem nad pełnym już wzruszeń płótnem.
Nauczyła mnie Babcia pacierza jak trzymać ręce i co szeptać Bogu do ucho.
Mama zaś modlitwy do Świata roślin, zwierząt i ludzi. Psalmów do Aniołów, na czterech łapach z merdającymi ogonami i mruczącymi brzuchami.
Gdy byłam dzieckiem, Mama wypuszczała mnie w wysokie trawy na lekcje nauki chodzenia.
Okraszała jak pierogi masłem, zestawieniem barw. Podała je potem w detalu, na talerzu palety. Smakowałam je w pociągnięciach jej pędzla na płótnie, w zapamiętywaniu ruchów szpachelki i wędrówce folii czy szmaty po podłożu obrazu. Uczyła mnie jak małą stalówką rysować portrety, cienkimi jak szczypiorek, czarnymi kreskami tuszu kreśląc mówiła: jak Kulisiewicz. I robiłam jak trzeba słońca - Wąsiki, kwiaty i całe chmary owadów i stonóg. Siedziałam na podłodze rysując przy matczynej nodze.
Pod stołem czasu, czekając jak dorosnę do sztalugi. A potem nauczyła mnie jak wstawać i odchodzić od płótna, przed końcem wieczerzy, przed pierwszym kuszeniem, przed zniszczeniem gotowego obraz.
I nauczyła ciszy i ubierania się w sukienki książek oraz szale z pięknych, zdań wzruszeń.
Komentarze
Prześlij komentarz