I zaczęła się środa, smakująca porannym słońcem i cienkimi plastrami wtorku. Królowa, po przepłakanej nocy wytrzepała z prześcieradła mokre szlaki zagubionych podróżnych, które teraz z łez, utworzyły na podłodze małe jezioro.
I widziała przeszłość, odbitą cieniami na ścianach z piasku. Widziała Neptuna w pamięci zawsze gdzieś z przodu, bądź u jej boku, jak niepostrzeżenie się jej przygląda. Królowa miała wizje spójne, złapane w oku jak w obiektywie aparatu.
W słoneczny poranek, po nocy, tak gęstej jak Wielka Sierść w Galaktyce Kota, zapchlonej we wspomnienia, postanowiła być dalej w harmonii ze sobą. I znów wsiadła do tramwaju, płacząc na przystankach kolejnych minut.
I czuła, że odchodzi, od minionych dni, od wspomnień, ale jak zawsze z pewną klasą. I płynęły jej łzy po policzkach w słońcu środy, bezbarwne markery tęsknoty. I odchodziła przez poranki, przez czułości pierwsze, przez upieczone tarty.
Przez poukładane myśli, wysyłane w zapisanych Notatnikach poznania. Spisanych drobnym maczkiem radości z atramentu wspólnego piątku, więc i tego atramentu nie było za wiele. Był on utłoczony z fioletowych irysów, ugotowanych w oparach nieba.
Królowa pomyślała, dotykając słońca widoku zza szyby tramwaju: „Nie zostawię Cię tak po prostu z poniedziałku na wtorek. Ja będę jeszcze, trochę w kilku tygodniach i w uświęconych chwilach poranków”.
fot. Tomasz Cieślikowski
fot. Tomasz Cieślikowski
Komentarze
Prześlij komentarz