Przejdź do głównej zawartości

Masz ochotę na kawę?


Dla dobra sprawy wstań przed pierwszymi Aniołami na skrzyżowaniu Wszechświtu. 
Otwórz w kuchni okno, wpuść trochę świata do wnętrza domu. 
Napełnij siebie zewnętrzem. Pięknem - tym pociągającym, okrytym tajemnicą, będącym oddechem ziemi...
Masz ochotę na kawę? - spytała Królowa Kota
Siedzieli oboje, o poranku w kuchni, godzinę przed pracą. Rozkoszując się ciepłem światła lampy i dźwiękiem odmierzanego czasu przez uderzenia zegara.  

Kot jak zwykle milczący, patrzył przez okno, a w głowie słychać było jego myśli, które unosiły się cienką mgłą ponad filiżanką z kostki cukru ze świeżo nalaną kawą... Myślę o domu, o tej przestrzeni wokół Ciebie, mnie, kiedy siedzi się rano i jest się bezpiecznym w cieple swego świata... tęsknie za Tobą, codziennie inaczej ale to napewno za Tobą. Jesteś ze mną codziennie, a jednak brak tego fizycznego bycia razem, wiem, że masz swoje terytorium. I jesteś szczęśliwa, gdzieś tam o poranku, na alejce pośród liści... Nie sądziłem, że będę jak Mały Książę mieć punkt we Wszechświecie do którego, będę wzdychać...
Królowa spojrzała z czułością i wielką przyjaźnią na Kota mówiąc:
- nie będę udawać, że widzę, że tęsknisz. To bardzo normalna, kocia tęsknota. Chciałbyś, aby ona była obok, abyś mógł ją zobaczyć, dotknąć, iść z nią na spacer. Tak jest, to bardzo kocia przypadłość. Możesz póki co iść się tylko wytarzać w mokrych liściach I tak może zrób...
Kot z mokrymi od tęsknoty oczami, spojrzał na Królową i powiedział:
- kąpiel w słońcu z zażyciem witaminy D? ... to na pewno wychodzi w rachubę...

Królowa przyniosła z półki książkę, którą już od jakiegoś czasu czytywała Kotu w oryginale, po francusku:

"I usiadł Mały Książę, na małym krzesełku we wszechświecie, na Planecie Swoich Marzeń. Obok niego zaś przycupnął Lis, kładąc mu ciepły pyszczek na udach. Patrzyli przed siebie, żegnając kolejny dzień bycia razem, odliczany zapadającym zmrokiem ich poznania. Mały Książę spojrzał na Lisa, położył dłoń na jego głowie i wspominając swoją Róże, westchnął. Lis znał to westchnienie, poczuł spływające przez palce Małego Księcia rozedrganie. Ona wypełniała tyle miejsc w jego sercu i we wspomnieniach, że aż dziw. Widzieli się tylko trzy razy, ale pozostało w nim tyle tęsknoty, że teraz całe powietrze wokół nich wypełniała jej obecność, jej zapach. Mały Książę nikomu ze swojej Planety nie powiedział o Róży, uznał że będzie tylko jego. A teraz właśnie w tak milczący sposób, wzdychał do niej. I udało się, nikt poza Lisem, nie wiedział i tylko to co czuł, tylko to co w jego sercu zostało zasiane, dotyczyło właśnie ich dwojga, ich świata na peryferiach wyobraźni. Mały Książę przeżywał swoje życie, nic nikomu nie mówiąc.

A Róża? Ona zaś ubrana w jesienny płaszcz, z chustą w barwne kwiaty stała na przystanku środy, czekając na autobus do Świtu. Pamiętała czas kiedy odkryła, że istnieją Wszechświaty równoległe. Sieci woli i tęsknoty rozpięte pomiędzy miastami. Ale też Okna w czasie do przebywania razem. Od wtedy, zaczęły się dni i godziny wspólnie, ale i bywały takie dni w pojedynkę, kiedy każdy żył na kontynencie siebie, na swojej Planecie Marzeń. Dzisiaj obudziła się pamiętając, że obiecała Małemu Księciu dać znać pisząc, że wciąż o nim pamięta.

Królowa przerzuciła kilka stron i zaczęła czytać rozdział "O głaskaniu".

Lis zakręcił się koło nóg Małego Księcia, który zwykle o tej porze siedział i patrzył na wschód kolejnej godziny przyjaźni. Spojrzał raz jeszcze na niego i wskoczył mu na kolana, radośnie przy tym furcząc. Mały Książę uśmiechnął się, dobrze wiedział, że to czas głaskania. Czas czułości pierwszych, czas ich intymnego poznania. Mały Książę dotykając sierści Lisa, mieszał każdy ruch z Gwiazdozbiorem Żaby, zagarniając tym do rudego lisiego futra, miękkie, okruchy gwiazd. Rozgrzewał futro Lisa miłością. Potem spacerowali razem po Planecie Marzeń. W ciemności lisie futro świeciło trylionem światełek unoszących się na koniuszkach sierści. Każdy kto widział z Ziemi to zjawisko mógł pomyśleć, patrząc na niebo, że gdzieś tam w Kosmosie coś się właśnie wypełniło światłem, bo z odległości Ziemi było to tylko mikro lśnienie nadziei".

Fot. Tomek Cieślikowski

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Interrupting habits

  Kawa bez mleka, koniec świata, mleka mają swój koniec, nawet te z Biedronki.  Śnieg, światło, śnieg, drobne podszczypywanie po twarzy.  Pochrupywanie, podrygiwanie, podnoszenie, pod nogami w kolorze obciążonej bieli obłażącej z czarnych, spasionych od śnieżny gruzów, butów. Chodniki nadrukowane w koła, w łapy, w UFO miejskiego życia. Pachnie mrozem, na płasko, bez wyczuwalnych warszawskich akcentów.  Szczypulanko, delikatniuchne wycelowane w poliki i w brodę. Soft, pieszczoty pogody. Lico buraczkowe, na okrągło, z oprószaniem szronem, zakonserwowana na sztywno z brodą. W zimowe słońce, rozczula się dusza, wampirzyca, zgłodniała światła słonecznego, żre oczami, prawie dławi  się   na przaśny widok stawu. Drzewa ubrane w skafandry śniegu, zmarzliny stycznia. Przy drzewach, zanurzeni w śniegu jak w maśle, schowani w schronach z ubrań, ćwiczący ludzie. Zasunięci pod nos w kurtki, omotani rękawiczkami, zabunkrowani w podwójne pary spodni. Zakurtkowani. Podbici w koszulki, podkoszulkowani.

Erotyk z ciastem

Słodko – wytrawny, czerwcowy wieczór. Powietrze wypełnione zapachem, grzanego białego wina i obrazem czerwonych pręcików szafranu pływających po tafli alkoholu obok grubiańsko pokrojonych plastrów pomarańczy. Chłód wdzierający się przez pośladki siedzące na metalowym krześle. Niewygoda i poczucie braku ciepłego koca bądź poduszki. Doznania budzące dyskomfort. Rodzące się poznanie, pulsujące w dole brzucha i w rozgrzewających się dłoniach. Przyśpieszony oddech od doznań płynących z podniebienia, słodko-wytrawny smak … jak to było… na wierzchu skóra z brzoskwiniowej polewy, a na niej prażone orzechy nerkowca, wnętrze, miękki i delikatny w smaku ser, a na spodzie, chrupiąca kruszonka o kolorze wypieczonego chleba…? Zobaczył jej zgrabny, kształtny kark. Biała, jedwabna koszula, przelewała się przez jasne jeszcze nieopalone słońcem ramiona i luźno opadała na plecy, dając poczucie luzu i lekkiej ekstrawagancji. Zawiązany na plecach w tali, czarny pasek fartucha nie pozwalał,

Dlaczego warto być smutnym dorosłym?

Dlaczego warto być smutnym dorosłym? 1. Warto być smutnym dorosłym, bo można nie zobaczyć swojego odbicia w lustrze, że się jest dorosłym i można nago chodzić po chacie. 2. Fajnie być smutnym dorosłym, bo można zapomnieć, że się kiedyś śmiało i było z tego powodu dużo lekkości w ciele, i można się było z tego powodu posikać. 3. Bardzo dobrze być smutnym dorosłym, bo jak się robi, placki ziemniaczane to one są smaczne, ale tylko śmierdzą po tym ubrania i trzeba je wyprać, tyle się pamięta z jedzenia, kurde! niekończące się tarcie ziemniaków i że cebula doprowadziła do płaczu. 4. Fenomenalnie jest być smutnym dorosłym, bo jak masz kasę, to nie kupujesz, sobie czego chcesz, a jak jej nie masz i jesteś młody, to masz, pomył co zrobić z kasą, z każdą ilością. 5. Ekstra być smutnym dorosłym, bo jak przyjdzie do Ciebie dziewczyna, to starzy nie mieszkają już z Tobą i może zostać na moc, ale ją odprowadzasz na autobus i wracasz, sam do domu myśląc, o pracy jutro rano. 6. Ulta odlotowo być smut