Przejdź do głównej zawartości

Królowa Dordogne


Siedziała i piła kawę, kiedy do drzwi zapukał jej Kochanek. 
Podsumowywała właśnie jakiś etap swojego życia, na skrzyżowaniu dwóch sąsiadujących domów pogrzebowych i kostnicy zaraz progiem. 

Dopaliła papieros myśli, podniosła się od stołu, poprawiając japońskie kimono w niebieskie ważki. Kimono lekko podkreślało jej kształtne piersi. Podeszła do drzwi. 

Stała tam i słuchała. Przez drewniane drzwi słychać było bicie jego serca. Czuła jego zapach i bijące ciepło jego ciała. Wiedziała, że on jest za progiem i też to wszystko czuje. Trzymała klamkę w dłoniach i bardzo wolno naciskając, wzięła głęboki oddech. Uchyliła drzwi. 
Do mieszkania wpadło mocne słońce. Nie widziała swojego Kochana, jedynie kształt jego sylwetki, usłyszała wbiegającego do wnętrza kota. Wyszeptała: dzień dobry, zapraszam. Była pod wrażeniem oświetlonego łuną światła mężczyzny. 

Wszedł do mieszkania trzymając w dłoniach bukiet kwiatów. Królowa stała i smakowała ten widok. Przyglądała się jego ciału, sposobowi w jaki przed nią stał, był tak realny i pociągający w każdym calu. 

Podeszła do niego i podała mu dłoń. On zaś spojrzał jej w oczy i spotkał tam siebie. Tego, którego od tak dawna szukał. Od dnia kiedy poznał tą kobietę. Uśmiechnął się do siebie i tym samym do Królowej Dordogne, powiedział... dobrze Cię widzieć. 

Ona właśnie zapamiętywała tę chwilę w swojej analitycznej głowie. Smakowała każdy gest. Zostawiając je sobie na długie samotne wieczory. Potem odtwarzając je jak stary dobry film, wciąż na nowo. 

Kot zaczął mruczeć. Królowa trzymając dłoń swojego Kochanka czuła się szczęśliwa. Czekała na tą chwilę od kilku tygodni. Choć dotyk i spojrzenie nie trwały dłużej niż minutę oboje powiedzieli sobie w tych gestach tak wiele, że sam kot wstał, przeciągnął się i odszedł w stronę stołu, dając tym znak że czas na kawę.

Kochanek wyciągnął w stronę Królowej dłoń z bukietem kwiatów. Kwiaty były jak ona. Dziko piękne i nieokiełznane, żadna inna kobieta pewnie nie uznałaby tych tu za kwiaty, ale dla niej i dla niego były wyjątkowe. Zerwane na łące przy blasku księżyca, po której razem na boso spacerowali. Dotknęła ich ze wzruszeniem, każdą główkę delikatnie biorąc w palce jak najdelikatniejszego motyla. On zaś, stał obok i patrzył na jej rumieńce, na to jak smakuje kwiaty i karmił się blaskiem jej oczu.

Kot przeciągnął się leniwie, poprawił wąsy, następnie nalał wody do czajnika i zapalił gaz na kuchence. Królowa podniosła oczy i spojrzała w stronę kuchni mówiąc do kota: w cukrze podaj proszę Mój Drogi. Kot, puścił oko do Kochanka i wydrążył małą łyżeczką w cukrze dziurki. Kładąc filiżanki słodyczy na stole usłanym słonymi łzami.

Kochanek dotknął pleców Królowej, podeszli do stołu. Był to stół na cztery łapy i zwisający ogon, mały azjatycki tygrys. Kot wstał i podszedł do drzwi. Rzucił na odchodnym: idę zapalić i zniknął za wpadającym przez otwarte drzwi do pokoju światłem. Królowa rozpuściła długie, czarne jak noc włosy, dając tym znak, że mogą usiąść do stołu. 

Kochanek nalał do kostki cukru kawy. Królowa zaś patrzyła na jego dłonie. Na sposób w jaki trzymając kawiarkę nalewa. Następnie na otwartej dłoni podał jej kostkę cukru z cudownie pachnącą kawą. A ona, patrząc na niego spod przymrużonych oczu, dotknęła jego dłoni i zbliżywszy usta do kostki delikatnie upiła mały łyk. 

On uwielbiał tę chwilę u niej w domu. Kiedy cały świat wydawał się tak prosty i bezwzględnie pociągający. A teraz kobieta jego marzeń dotykała delikatnie ustami wnętrza jego dłoni, doprowadzając go tym do szaleństwa. Miał ochotę porwać ją na ręce, wtulić się w jej ciepłe ciało ale tego nie robił, etykieta wymagała powściągliwości. Więc odstawił kostkę cukru Królowej i czekał jak ona poda mu jego.

Królowa zaś była mistrzynią gry miłosnej. Przerzuciła włosy na jeden bok, odsłaniając tym powabną, białą szyję. Przesunęła krawędź kimona, które osunęło się odsłaniając nagie ramię. Ujęła w drobne palce kostkę cukru z kawą i położyła ją w zagłębieniu obojczyka, pomiędzy szyją, a ramieniem. Kochanek poczuł jak z wrażenia spływają mu po plecach krople potu i cały staje się gorący. 

Powoli zbliżył usta do jej szyi. Poczuł w nozdrzach pomieszany zapach jej ciała i kawy. Zakręciło mu się od tego w głowie. Muskając prawie niepostrzeżenie ustami szyję Królowej, upił łyk czarnej, słodkiej kawy. Na jej skórze pojawiała się gęsia skórka i widział jak dreszcz przyjemności zmiękcza jej rysy, które i tak zawsze były pełne ciepła i subtelności. 

Do mieszkania wszedł kot, trącając niby przypadkiem w drzwiach dzwonki, które wypełniły dźwiękiem pokój. Królowa spojrzała w stronę kota mówiąc, Mój Drogi czy nakarmiłeś dziś Kurki? Kot nonszalancko, rzucił na stół białe rękawiczki i wyszedł do drugiego pokoju. 

Kostka cukru z kawą, przez ten czas rozpuściła się w zagłębieniu obojczyka Królowej, czekała teraz na niego jak Morskie Oko, gotowa na zdobywanie… 

Kochankowi zrobiło się słabo. Pragnął tego co zaraz się stanie i bał się tego co niemiara. Zbliżając się do Królowej, na twarzy czuł jej oddechy, dotykał sobą jej piersi. Delikatnie ustami spotkał kość obojczyka i następnie upił łyk kawy...

fot. Maya Rostkowska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Interrupting habits

  Kawa bez mleka, koniec świata, mleka mają swój koniec, nawet te z Biedronki.  Śnieg, światło, śnieg, drobne podszczypywanie po twarzy.  Pochrupywanie, podrygiwanie, podnoszenie, pod nogami w kolorze obciążonej bieli obłażącej z czarnych, spasionych od śnieżny gruzów, butów. Chodniki nadrukowane w koła, w łapy, w UFO miejskiego życia. Pachnie mrozem, na płasko, bez wyczuwalnych warszawskich akcentów.  Szczypulanko, delikatniuchne wycelowane w poliki i w brodę. Soft, pieszczoty pogody. Lico buraczkowe, na okrągło, z oprószaniem szronem, zakonserwowana na sztywno z brodą. W zimowe słońce, rozczula się dusza, wampirzyca, zgłodniała światła słonecznego, żre oczami, prawie dławi  się   na przaśny widok stawu. Drzewa ubrane w skafandry śniegu, zmarzliny stycznia. Przy drzewach, zanurzeni w śniegu jak w maśle, schowani w schronach z ubrań, ćwiczący ludzie. Zasunięci pod nos w kurtki, omotani rękawiczkami, zabunkrowani w podwójne pary spodni. Zakurtkowani. Podbici w koszulki, podkoszulkowani.

Erotyk z ciastem

Słodko – wytrawny, czerwcowy wieczór. Powietrze wypełnione zapachem, grzanego białego wina i obrazem czerwonych pręcików szafranu pływających po tafli alkoholu obok grubiańsko pokrojonych plastrów pomarańczy. Chłód wdzierający się przez pośladki siedzące na metalowym krześle. Niewygoda i poczucie braku ciepłego koca bądź poduszki. Doznania budzące dyskomfort. Rodzące się poznanie, pulsujące w dole brzucha i w rozgrzewających się dłoniach. Przyśpieszony oddech od doznań płynących z podniebienia, słodko-wytrawny smak … jak to było… na wierzchu skóra z brzoskwiniowej polewy, a na niej prażone orzechy nerkowca, wnętrze, miękki i delikatny w smaku ser, a na spodzie, chrupiąca kruszonka o kolorze wypieczonego chleba…? Zobaczył jej zgrabny, kształtny kark. Biała, jedwabna koszula, przelewała się przez jasne jeszcze nieopalone słońcem ramiona i luźno opadała na plecy, dając poczucie luzu i lekkiej ekstrawagancji. Zawiązany na plecach w tali, czarny pasek fartucha nie pozwalał,

Dlaczego warto być smutnym dorosłym?

Dlaczego warto być smutnym dorosłym? 1. Warto być smutnym dorosłym, bo można nie zobaczyć swojego odbicia w lustrze, że się jest dorosłym i można nago chodzić po chacie. 2. Fajnie być smutnym dorosłym, bo można zapomnieć, że się kiedyś śmiało i było z tego powodu dużo lekkości w ciele, i można się było z tego powodu posikać. 3. Bardzo dobrze być smutnym dorosłym, bo jak się robi, placki ziemniaczane to one są smaczne, ale tylko śmierdzą po tym ubrania i trzeba je wyprać, tyle się pamięta z jedzenia, kurde! niekończące się tarcie ziemniaków i że cebula doprowadziła do płaczu. 4. Fenomenalnie jest być smutnym dorosłym, bo jak masz kasę, to nie kupujesz, sobie czego chcesz, a jak jej nie masz i jesteś młody, to masz, pomył co zrobić z kasą, z każdą ilością. 5. Ekstra być smutnym dorosłym, bo jak przyjdzie do Ciebie dziewczyna, to starzy nie mieszkają już z Tobą i może zostać na moc, ale ją odprowadzasz na autobus i wracasz, sam do domu myśląc, o pracy jutro rano. 6. Ulta odlotowo być smut