Przejdź do głównej zawartości

Dziennik Nocy Cz.I


Piszę do Ciebie list, nie wiem czy go przeczytasz, bo jest ciemno…
Piszę przez czas, odległość i różnicę lat. 
Piszę listy oprawione w ciszę, z zakładką z koncertu świerszczy na cztery smyczki i noc.

Zasypiam na materacu, na podłodze wszechświata, z kurzem z gwiazd. 
Nie potrafię spać na miękkich, puszystych od treści łóżkach, lepkich od wciąż żywych czyichś snów. 
Czytam je wtedy wszystkie przez noc, jak książki i nie mogę po nich spać.

A teraz znów, otwieram Dziennik Nocy, znalezione na piasku, spisane żywą wodą i mchem.

“Przez cienką poszwę snu, dotykam Twojego ciała. Odnajdują krawędź ucha, które dziś słuchało. 
Spotykam szorstkość włosów niesionych przez wiatr. Znajduję powieki co śnią i oczy co widziały, 
wielką wodę w kolorze indygowo - stalowym.

Przez cienką warstwę niedomówień, poznaję kształt Twoich ramion, 
mapę Twoich pleców z wszystkimi krągłościami i doliną ciała. 
Zza zasłony czasu, w jeziorze z tatarakiem,
rozmawiające z milionem kropel Twoje nagie ciało - Portret z wodą".

***

Są świty zaprawione mrowieniem w ciele, z zagadką nadchodzącego dnia. 
Świty w ciemności tuż przed otwarciem dnia. 
Świty niebieskie z latarniami pomarańczy, przypiętymi nad ulicą na mapie podróżnej życia. 
Świty w których jestem sama i świty, które wypełniała Obecność. 

A potem jest ta tęsknota, do tej ulotności takich chwil. 

Tęskno do, kochających się pod mostem gołębi, mięciutko na wodzie, zapisujących swymi ruchami kręgi na tafli. 
Tęskno do, rzeki płynącej, żywej, zabierając troski do oceanu spokoju. 
Tęskno do, małych przyjemności pierwszych.
Do widoków rybich grzbietów, do blasku światła na rzece, do przepływu i ruchu we wszechświecie...
Tęskno do, codzienności drugich, bliskości ze swoją pracą. Komunii z pokarmem i ceremonią picia herbaty.
Tęskno do, codzienności trzecich, do przytulania, dotyku i uśmiechu…

***

Wieczorem mam więcej czasu na detale. 
Na widok kamienicy z oknem w którym wisi pranie, 
na zmywanie naczyń przy muzyce. 
Na spojrzenie z czułością na wszystkie myśli, zdjęcia, wiersze z tego dnia. 

Kiedy zapada zmrok i zapalają się latarnie, domyka się jakiś czas, rozdział poznania. 
Na ulicach kubły ze śmieciami gotowe na nocne odwiedziny śmieciarki. 
Powoli chłód nocny, przytula mury domów, usypia dzieci do snu i daje znać kochanką, że czas zacząć gody. 

Spaceruję sama, w towarzystwie swoich myśli, aniołów zmian. 
Przede mną jakieś jeszcze pisanie, układanie wspomnień w szlaki poznania, mapy osobowości, horoskopy nieba.

***

Przeczytane na zakładce z zachodzącego słońca, tuż za horyzontem szarych chmur…

“Nasze myśli kładą się na brzegu spotkania, nad rzeką w świątecznego popołudnia. 
Stoją, stopa przy stopie jak mostu kolana. Witam Cię nad brzegiem tej godziny.
Witam w szumie drzew i świście ptasich skrzydeł, w świetle padającym na sylwetkę mostu.
Witam, podając dłoń, z całym jej kształtem i objętością. Witam Cię uśmiechem.
Witam, barwą głosu i zdaniem, którego jeszcze nie znam, a które wypowiem kiedy się spotkamy.
Na odległość ręki i długość spojrzenia”.

fot. Tomek Cieślikowski

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Interrupting habits

  Kawa bez mleka, koniec świata, mleka mają swój koniec, nawet te z Biedronki.  Śnieg, światło, śnieg, drobne podszczypywanie po twarzy.  Pochrupywanie, podrygiwanie, podnoszenie, pod nogami w kolorze obciążonej bieli obłażącej z czarnych, spasionych od śnieżny gruzów, butów. Chodniki nadrukowane w koła, w łapy, w UFO miejskiego życia. Pachnie mrozem, na płasko, bez wyczuwalnych warszawskich akcentów.  Szczypulanko, delikatniuchne wycelowane w poliki i w brodę. Soft, pieszczoty pogody. Lico buraczkowe, na okrągło, z oprószaniem szronem, zakonserwowana na sztywno z brodą. W zimowe słońce, rozczula się dusza, wampirzyca, zgłodniała światła słonecznego, żre oczami, prawie dławi  się   na przaśny widok stawu. Drzewa ubrane w skafandry śniegu, zmarzliny stycznia. Przy drzewach, zanurzeni w śniegu jak w maśle, schowani w schronach z ubrań, ćwiczący ludzie. Zasunięci pod nos w kurtki, omotani rękawiczkami, zabunkrowani w podwójne pary spodni. Zakurtkowani. Podbici w koszulki, podkoszulkowani.

Erotyk z ciastem

Słodko – wytrawny, czerwcowy wieczór. Powietrze wypełnione zapachem, grzanego białego wina i obrazem czerwonych pręcików szafranu pływających po tafli alkoholu obok grubiańsko pokrojonych plastrów pomarańczy. Chłód wdzierający się przez pośladki siedzące na metalowym krześle. Niewygoda i poczucie braku ciepłego koca bądź poduszki. Doznania budzące dyskomfort. Rodzące się poznanie, pulsujące w dole brzucha i w rozgrzewających się dłoniach. Przyśpieszony oddech od doznań płynących z podniebienia, słodko-wytrawny smak … jak to było… na wierzchu skóra z brzoskwiniowej polewy, a na niej prażone orzechy nerkowca, wnętrze, miękki i delikatny w smaku ser, a na spodzie, chrupiąca kruszonka o kolorze wypieczonego chleba…? Zobaczył jej zgrabny, kształtny kark. Biała, jedwabna koszula, przelewała się przez jasne jeszcze nieopalone słońcem ramiona i luźno opadała na plecy, dając poczucie luzu i lekkiej ekstrawagancji. Zawiązany na plecach w tali, czarny pasek fartucha nie pozwalał,

Dlaczego warto być smutnym dorosłym?

Dlaczego warto być smutnym dorosłym? 1. Warto być smutnym dorosłym, bo można nie zobaczyć swojego odbicia w lustrze, że się jest dorosłym i można nago chodzić po chacie. 2. Fajnie być smutnym dorosłym, bo można zapomnieć, że się kiedyś śmiało i było z tego powodu dużo lekkości w ciele, i można się było z tego powodu posikać. 3. Bardzo dobrze być smutnym dorosłym, bo jak się robi, placki ziemniaczane to one są smaczne, ale tylko śmierdzą po tym ubrania i trzeba je wyprać, tyle się pamięta z jedzenia, kurde! niekończące się tarcie ziemniaków i że cebula doprowadziła do płaczu. 4. Fenomenalnie jest być smutnym dorosłym, bo jak masz kasę, to nie kupujesz, sobie czego chcesz, a jak jej nie masz i jesteś młody, to masz, pomył co zrobić z kasą, z każdą ilością. 5. Ekstra być smutnym dorosłym, bo jak przyjdzie do Ciebie dziewczyna, to starzy nie mieszkają już z Tobą i może zostać na moc, ale ją odprowadzasz na autobus i wracasz, sam do domu myśląc, o pracy jutro rano. 6. Ulta odlotowo być smut