Przejdź do głównej zawartości

W świetle Porodówki Zmian


Klasyczny autobus, On i Ona, oboje siwe włosy. On wyżera z papiera kanapkę, ma ubrane skarpetki pod sandały. Jest czas wnucząt i czas działki oraz czas sentymentów. 
Wydepilowane pachy, sandały z cekinami, dudniąca z słuchawek muzyka, przez okna autobusu lejący się żar. Pora do pracy Warszawo!
Przepuszczam przystanek Jaskółki, Żołny, to nie te, nie na dziś. Reinvent myśli i szybkie formatowanie na spotkanie z Tobą.
I znów, aby Cię spotkać… mam przez coś przechodzić, zaczajać się, chwytać w biegu, przeskakiwać, aikido relacji...?
A my? 
Gdzieś pomiędzy Japonią a Warszawą. O lata świetlne oddaleni od siebie. Spotkamy się w Szpitalu na ułamek sekundy. W przeciągu korytarza, w świetle Porodówki Zmian. Czuję Twój zapach. Kilkadziesiąt pępowin później, przychodzi moja kolej. Zapamiętuję budynek, przenoszę go w czasie, zapisany na starym zdjęciu wyszukanym w sieci na hasło: Stary Szpital.
A teraz co zostało? Małe chwile porozumień, wydrapane słowami na Twoich plecach. Machanie ogonem przyjaźni w lesie rodzących się dzięciołów. 

Jednak…
Jak zawsze się boję. 
Nie schodź za daleko.
Schody od blizn, od traum dzieciństwa. 
Upadki bolesne na lata.

Ileż to razy byłam u Ciebie przez ten rok, nie będąc ani razu? Siadywałam blisko Ciebie, obok na brzegu łóżka, krzesła, na parapecie Twoich myśli. Przypatrywałam Ci się w kuchni, spacerowałam w ogrodzie pod czereśnią, głaskałam psa i dotykałam delikatnie Twojego ramienia, gładziłam po dłoniach i okrągłościach pleców. Nigdy mnie nie widziałeś, czasem czułeś, że jestem, a dziś byłam z Tobą tak fizycznie, z zapachem i miękkością łóżka pod pośladkami. Z topografią ulicznych wertepów, nadający rytm jadącego autobusu. Ze śniadaniem na wielkich zielonych talerzach i odmierzaniem czasu na dwa zegary porzucone w ciszy domu.
Spacerowałam dziś po raz drugi, po Twoim Wszechświecie. Zaznaczając drogę mojego przemarszu, ścieżkami z długich, czarnych włosów. Sprawdzałam co i jak widać kiedy stoi się na krześle w kuchni, tuż pod lampą i patrzy z lotu ptaka na lodówkę i widok przez okno. Omiatałam wzrokiem niezliczone ilości czapek w korytarzu Twoich Myśli, w przedpokoju Twojego Świata. Zabrałeś mnie też na Strych z Historią, a ja Ciebie do mojej Piwnicy Wspomnień. 
Żyliśmy sobie tak razem przez dwie do trzech godzin. Zgodnie z rozkładem moich marzeń o mieszkaniu w jednym domu. I zobaczyłam wszystkie moje listy do Ciebie, cały wymarzony świat z Tobą, który się wydarzył w mojej i Twojej głowie, bo poznałeś każdy z sekretów tego czasu, umieszczonego w oparach pocałunków, przytulań i naprawdę głębokiej bliskości, w rytm pracy serca i drgającej od pisania po papierze dłoni.

fot. Maya Rostkowska



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

moTYLE wrażeń

- Poruszyłem coś w sobie. W klatce piersiowej, tuż nad przeponą.  Serce? - MoTYLE wrażeń... - Aha, masz łąkę w sobie? - Raczej kamieniołom... dużo pracy z rozbijaniem skał. - Widziałam dziś słońce nad kamieniołomem i latające MoTYLE wrażeń. - Widziałaś? Aha, czyli wiesz jak wygląda mój pejzaż... - O tak, trochę księżycowy... Wystające z trawy skały i taka kojąca cisza. - I jak Ci teraz? - Boli w klatce, za mostkiem, w sercu coś puściło, uskrzydliło się. Napuchło. Powiększyło. Rozleciało i odleciało. Poukładam sobie to teraz, ułoży mi się to w nową całość. - Przytulić Cię? Mogę tylko tyle... -MoTYLE, Tak!

W okolicach serca

Obudziły go w nocy trzy żebra po lewej stronie. Ból pomiędzy drugą, a trzecią w nocy. Zasnąć nie mógł, nabawiając się nerwicy zaczerpniętej z rozdrganego serca, nie miał już na sen więcej czasu, puchł. Rano przyszła odpowiedź z świeżościom spojrzenia. Ból zniknął, zastąpił go widziany w parku bez.

Dialog z dotykiem

Ty mnie całujesz słowami. Kaszmirem z ciepłego reagowania. A ja na ustach czuję ich wyjątkowo ważny i ufny smak.  Te czerwone słowa na S jak Serce i Stach, są jak brudzące jagody, zaś zdania krótkie, przerywane przecinkami, są jak zatrzymany na chwilę oddech i mają fioletowy kolor i lekko słodki smak.  Zdania długie, pełne, gibkie, są jak zielony groszek i ziarenka pieprzu. Przerwy pomiędzy linijkami są jak westchnienia i jeszcze jest słowo na dobranoc, jest ono w kolorze indygo i trwa, wybrzmiewając długo, długo poprzez noc.  Kiedy rozczesujesz poranek słowem - dzień dobry, napisanym bulgotem kawy, złotą kredką, kreśląc kontur ust, delektuje się kolorem umbry i smaku gorzkiego dnia, co jednak potem słodkim wydaje się dniem.