Niedzielny poranek o smaku wafli ryżowych z masłem klarowanym. Do smaku, podkręcony przez zielonym, świeży ogórek. Na stojąco, jedzonych w przeciągu pomiędzy ósmą dwadzieścia, a dwadzieścia pięć…
Rano czas do wyjścia jest dziwnie krótki i nieproporcjonalny do długich śniadań i długich rozmyślań nad kawą. Zwłaszcza w niedziele, kiedy to w końcu plan na życie z ćwiczeniami wzywa i nie ma wymówek, ani obietnic jutra. Potem spacer przez dwa warszawskie parki i godzinny trening w słońcu przed stawem, w objęciach tlenowych poduchy liści kasztanowca.
Powrót przez kawiarnię, kawę i opowieści o wakacjach nad morzem. Odwiedziny w przedwojennej piwnicy, przesiąkniętej zapachem przeszłości.
Po kuchni rozwlekany, umieszczony w ramy czasu, rytm wspomnień, historia ilustracji do bajki O Wilku i Promyku.
Obiad na dwa kieliszki malinowego, białego wina. Za bajkę, za jej przyjście na świat. Makaron uczesany w kokardki, makaron długich wspomnień z borowikowego lasu.
Spacer obok stawu w towarzystwie pachnących dziko lip. Potem drewniane schody nabrzeża, nasycone opowieściami spełniających się marzeń. Przekąska z batatowych frytek i planów na przyszłość. A potem nagie plecy, zapisane w błękit tatuażu. Historia z widokiem na góry Batour na Bali i molo z Włóczykijem z Muminków.
Ptaki cichną, już noc. Pod niebieskim kimonem, czujące, nagie ciało. Pralka wyznacza ostatni rytmy prania. Pora spać ulico. Pora spać Żywa Kuro na parterze domostwa, w przedsionku głodnych snów.
fot. Maya Rostkowska
fot. Maya Rostkowska
Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń